KREATYWNOŚĆ (NIE) STOSOWANA

Doskonale wiadomo, że polska edukacja nie jest w najlepszym stanie. Powszechnie wskazuje się, że młodzieży w szkołach jest coraz mniej, jej aspiracje są coraz niższe, a finansowanie edukacji nie zadowala ani studentów, ani nauczycieli. Na szczęście kreatywność nie jest prostą funkcją stanu nauki.

Optymizmem powiało z ostatnich wypowiedzi nowomianowanej minister nauki Leny Kolarskiej-Bobińskiej. Dlaczego? Otóż pani minister w uprzejmy, lecz jednocześnie stanowczy sposób wskazała, dlaczego nie mają racji malkontenci z wydziałów humanistycznych. Biją oni na alarm, wskazując, ze kurczy się liczba chętnych np. do studiowania filozofii. Są nawet, a jakże!, winni. Są nimi mianowicie ci, którzy wprowadzili odpłatność za studiowanie drugiego kierunku studiów. Nie jestem zwolennikiem odpłatności drugiego kierunku, jestem natomiast zwolennikiem zwalczania iluzji.

Jedną z największych iluzji polskiej nauki jest to, że nagle wszystko, absolutnie wszystko się poprawi, gdy pojawi się więcej pieniędzy. Tak, kasa uzdrowi każdego. W jednym momencie szefowie jednostek dydaktycznych staną się kompetentni w sprawach zarządzania. Znajdą sposoby na nawiązanie sieci kontaktów z wybitnymi naukowcami z kraju i zagranicy. Będą do upadłego walczyć o studentów, w imię najlepiej pojętego kształcenia przyszłych elit. Z takiego wyścigu najlepszych szkół wyższych wzrośnie prestiż nie tylko szkolnictwa, ale całego kraju i jego obywateli. Doskonale wykształceni studenci nie będą bali się rynku pracy, śmiało zbierając doświadczenia. Piękna wizja. Ale ile trzeba dać pieniędzy, aby się ona spełniła? 100 mld złotych? 500 mld złotych? Może więcej? A może jednak mniej? Cóż, szkoda czasu na wyliczenia. Pieniądze nie rozwiążą problemu.

Polskie szkoły wyższe nie mają, co do zasady, żadnego pomysłu na siebie. Nie mają żadnej strategii. Powszechnie znana metoda „pan da”, do niedawna dotyczyła studentów. Teraz już nie tylko. Pieniędzy w szkolnictwie wyższym potrzeba bowiem wszystkim. Szkoda tylko, że tak mało dzieje się w murach polskich wszechnic. Szkoda, że studenci informatyki głowią się nad rozwiązaniem teoretycznych problemów, które już dawno zostały zaimplementowane i wspaniale funkcjonują. Szkoda, że studentów historii uczy się głównie pisania naukowych artykułów, które większości z nich nigdy się do niczego nie przydadzą. Szkoda, że nowości w murach uniwersyteckich witane są często jak szarganie świętości. Najbardziej jednak szkoda tego, że polskie uczelnie nie sprzyjają samodzielnemu myśleniu. Nie prowokują, nie pobudzają. Pozwalają pluskać się studentom w infantylnej zupie i odcinają ich od prawdziwego życia. Życia poza murami uczelni.

Minister nauki stwierdziła: „Nie cała nauka musi być od razu stosowana i prowadzona z myślą o jej wdrażaniu. Wystarczy, że będzie twórcza i stawiająca śmiałe pytania”. Śmiałe pytania, nowe horyzonty, dojrzałe analizy i nieuczesane wizje. Tak, na to czekam. I chyba jeszcze poczekam. Ale kto powiedział, że najbardziej kreatywne umysły muszą być absolwentami uniwersytetów?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *