Seneka powiedział blisko dwa tysiące lat temu, że uczymy się nie dla życia, ale dla szkoły. Tak, to nie błąd. Czyżby starożytny filozof dostrzegał coś, o czym współcześni zdążyli już zupełnie zapomnieć? Na to wygląda.
Dlaczego chcemy ukończyć dobrą szkołę? Przede wszystkim dlatego, że dobry dyplom uważa się za przepustkę do kariery zawodowej. Uniwersytety Jagielloński i Warszawski, Szkoła Główna Handlowa, Uniwersytet Medyczny w Warszawie. A może Uniwersytet Humboldta w Berlinie? Sorbona, Cambridge, London School of Economics? Wszystkie te przybytki formalnej wiedzy mają się doskonale. I cieszą się dużą popularnością. Nasze problemy z edukacją zaczynają się jednak znacznie wcześniej.
Czy rozpoczęcie edukacji szkolnej nie jest traumatycznym przeżyciem? Sześcio- czy siedmiolatek idący do pierwszej klasy szkoły podstawowej jest przemocą wciskany w ramy instytucjonalnej edukacji. Siada w ławce i zaczyna odbierać teoretyczny opis rzeczywistości, przedstawiany przez nauczyciela. To, czy uczeń jest zainteresowany tematyką prowadzonych zajęć ma niewielkie znaczenie. Uczniów jest bowiem wielu, a prowadzący – jeden. Dla tego ostatniego liczą się przede wszystkim wartości średnie. Nie powinno być uczniów nienadążających za materiałem, ale ci najsprawniejsi nie są szczególnie motywowani do pracy. Tak wygląda uproszczony schemat masowej edukacji.
Tymczasem każdy z nas ma swoje zainteresowania i predyspozycje. W każdym z nas mieszka pierwotna ciekawość świata i miłość do wszystkiego, co w tym świecie żywe. O tym powinni pamiętać przede wszystkim rodzice. Czy nauka młodego (i rosnącego) człowieka ogranicza się jedynie do czasu spędzonego w szkole? Cóż, może się okazać, że najważniejsze lekcje odrabia się tam, gdzie nikt by się tego nie spodziewał. W drobnej bójce, podczas wyprawy rowerowej, w chwili gdy zostaniemy okradzeni. Nieprzewidziane sytuacje uczą nas życia lepiej niż tabelki, równania i lektury.
Czy wagary są dla ucznia najgorszym złem? Może tak być, ale wcale nie musi. A co jeżeli uczeń wagaruje po to, żeby mieć czas na rzeczy, które interesują go bardziej niż szkoła? Jeżeli chce uprawiać nietypowy sport, który jest jego pasją? Co jeżeli chce przeczytać książki, które nie są w kanonie lektur? Każdy rodzic powinien odpowiedzieć sobie na te pytania.
Kim jest dobry brydżysta w życiu „pozabrydżowym”? Przede wszystkim jest… dobrym brydżystą. Praktyka nie dowiodła, że ci niezwykli mózgowcy gremialnie sprawdzają się w innych dziedzinach. Dlaczego więc dziwimy się, że szkolni prymusi często nie radzą sobie np. w życiu zawodowym? Przecież przez większość życia szkolono ich do tego, żeby brylować na lekcjach matematyki, polskiego czy biologii. Na lekcjach się sprawdzają. W życiu – nie zawsze.
Czas odwrócić edukacyjne macierze. Przemyślana strategia edukacyjna może rozwiązać problem wskazany przez Senekę. Zapraszam na www.lifeskills.pl.