Connoisseur Circle 1/2012
Francis Fukuyama na początku lat dziewięćdziesiątych – w swojej błyskotliwej politologicznej analizie – obwieścił koniec historii. Zaledwie kilka lat później jego poglądy starał się obalić Samuel Huntington, wskazując, że zamiast końca historii grozi nam raczej zderzenie cywilizacji. Zatem wszystkim tym, którzy do dziś wierzyli w koniec ekonomii, spokojny sen zepsuje książka Tomáša Sedlácka. A co ma z tym wspólnego Londyn? Otóż bardzo wiele, jak się zaraz okaże.
Ekonomia: dobra i zła.
Autor jest momentami bezlitosny wobec obecnie dominujących poglądów, często traktowanych jak dogmaty. Patrząc przez pryzmat minionych lat w ekonomii, na własny użytek stosuje słowo doktrynerstwo, jednocześnie wskazując je, jako jedną z głównych przyczyn wielu konsekwencji finansowych. Taka lektura – idąca pod prąd większości opinii – to idealne uzupełnienie grudniowej eskapady do Londynu.
Tuż po świętach, a przed Nowym Rokiem, na Wyspach panuje atmosfera sprzyjająca refleksji ekonomicznej. Bowiem na każdym kroku widać, jak bogata tradycja miesza się z kolorowym konsumpcjonizmem. Wystarczy wejść na chwilę do Harrodsa, by obrzydzić sobie zakupy przytłaczającym widokiem hord ludzi, którzy dzikim wzrokiem ogarniają akurat nie to, czego bezwiednie dotykają, lub raczej – w co wycierają sobie palce… Tu autor książki, Tomáš, prezentuje podejście postmodernistyczne, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Dekonstruuje całą gamę obowiązujących obecnie mitów, jak choćby ten najgłupszy o potrzebie nieustanego wzrostu. Jednocześnie dostajemy na tacy mnogość dyskursów, dobrze znanych z historii, które ilustrują możliwe podejścia do ekonomii. A jedynym z kilku odpowiednich do czytania miejsc w domu towarowym Harrods – gdzie w doborowym towarzystwie wytrawnego Harrods Chablis Grand Cru i świeżej sałatki z Lobstera – można było delektować się lekturą – był Sea Grill na parterze. W takich okolicznościach i, co ważne, z taką możliwością bezpośredniego przyglądania się „wielkim zakupom” z poziomu baru, potoczysty styl i zaskakujące przemyślenia Sedlácka zainteresują nawet najbardziej zatwardziałych wyznawców poglądu, że ekonomia jest nauką hermetyczną i w gruncie rzeczy nudną.
Nic bardziej mylnego. Szczególnie w Londynie…. Założę się na przykład, że nikt z państwa nie spotkał się z próbą zinterpretowania ekonomii przez pryzmat pragnienia. Duże znaczenie ma tu fakt, że jest to określenie zaczerpnięte z teorii nauk humanistycznych. Zgodnie z poczynionym przez Sedlácka założeniem, człowiek zawsze chce więcej, niż ma. Jest to czynnik ogromnie istotny, pozwala bowiem na określenie granic tego, co jest potocznie dobre, a co złe: czy dobry jest egoizm i maksymalizowanie użyteczności, czy też raczej: minimalizowanie życiowych wymagań? Współczesnym bożkiem ekonomistów jest to pierwsze, ale czy słusznie? Okazuje się, że nie jest to jasne. Więcej, jest to kwestia wyboru, którego należy dokonać, ale z dużą dozą rozsądku. Autor głosi peany pod adresem ekonomii zbudowanej na silnych fundamentach wartości zrozumiałych dla każdego. Natomiast drwi bezlitośnie z hermetycznych matematycznych modeli znanych tylko garstce jajogłowych. Wykazuje, że z samego rozwoju nie wynika jeszcze nic dobrego: „(…) od dawna możemy robić, co nam się podoba. Uświadomienie sobie, że w ostatnich latach niewiele dobrego zdziałaliśmy z tą swobodą, budzi smutek”.
Smaki i refleksje
Z takim nastawieniem uciekliśmy z Harrodsa. Jest to, z całą pewnością, ciekawe miejsce na podpatrywanie, inspirację i zakupy, ale nie w okresie wyprzedaży i przecen. Przemieszczenie się na New Bond Street róg Conduit Street – to kwestia 6 funtów, a tam już można się poczuć jak w Mediolanie. Dobrym przystankiem jest Polo Bar w stylu art déco przy Westbury Hotel. Tam z kolei – przy filiżance espresso – czytając książkę, można dojść do paradoksalnych wniosków, brzmiących nawet jak herezje. Szczególnie zdumiewać może nacisk położony na porzucenie kultu konsumpcji, będącego prawdziwym dogmatem wielu dzisiejszych specjalistów. Okazuje się bowiem, że jej bezustanne nakręcanie wcale nie jest właściwe. W ostateczności doprowadza bowiem człowieka do zatracenia się w pościgu po dobra materialne, który przysłania mu wszystkie inne wartości. W tym siebie samego. W ten sposób, jak zauważa autor – reprodukuje się zło. Sedlácˇek pisze dość surowo: „zbyt łatwo porzuciliśmy zasady moralne, których ekonomia powinna bronić”.
W tym momencie nie pozostaje nic innego, jak chlapnąć jednym łykiem lampkę czegoś musującego i iść za róg do oazy spokoju, czyli leżących obok siebie, przestronnych salonów wiodących marek. Czy tam są przeceny? Raczej nie. A czy można poczytać książkę? Oczywiście. A nawet dostać wodę i kawę. I nie trzeba do tego udawać Rosjanina… Szereg przykładów zaczerpniętych z dziejów cywilizacji (od Gilgamesza, przez Adama Smitha aż po Ludwiga Wittgensteina) dobitnie świadczy o tym, że ekonomia jest nauką par excellence humanistyczną. Jest ona ściśle powiązana z życiem każdego człowieka, dlatego też ma na nie duży wpływ. Nie stanowi jednak prawdy objawionej. Tomaš wielokrotnie zauważa, że ekonomii nie należy się miano nauki pozytywnej, pretendującej do bycia uniwersalną teorią wszystkiego. Jest to dla wielu pogląd obrazoburczy. W końcu, jaki ekonomista odważyłby się napisać z szacunkiem o nauce żydowskiej, że: „ uznaje rolę tego, czego nie rozumiemy”?
Urok Londynu & fusion
Siedząc w wielopiętrowym butiku Louis Vuitton, ocenia się widoczną gołym okiem konsumpcję jako narkotyk, który otumania i odwraca uwagę człowieka od wartości niematerialnych, które jednak mają w życiu kluczowe znaczenie. W ten sposób gubi się nie tylko będąca na wagę złota pokora, ale także radość życia. Jeżeli konsumpcja faktycznie jest narkotykiem, to książka Sedlácˇka może stanowić dobry początek detoksu. No dobrze, a co z tym wszystkim miał Da Vinci? W tym czasie w National Gallery prezentowano kilkadziesiąt jego dzieł. Agnieszka wstała przed 7 rano, by ustawić się w kolejce. Po godz. 10-tej otwarto kasy biletowe. Około 11.30 byliśmy w posiadaniu dwóch biletów. I w ten sposób dotknęliśmy po raz kolejny ciekawej historii w Londynie. Sedlácˇek nabrał nowego sensu, Da Vinci zostawił trwały ślad w naszych sercach, a Londyn? Londyn niech zostanie jaki jest. Fusion kultur, historii, tradycji, konsumpcjonizmu i cichej refleksji w fajnym hotelu The My Fair z doskonałą restauracją, w której smakami orientu (o jakich nie ma co marzyć w Egipcie), zarządza węgierska szefowa kuchni…