Tegoroczne Nagrody Nobla, zupełnie jak co roku, przykuły uwagę wszystkich. I tych wielkich i tych maluczkich. Niestety, z roku na rok wnioski jakie można wysnuć z obserwacji dyskusji wokół nagrody imienia wybitnego skandynawskiego badacza są coraz smutniejsze. I coraz bardziej przewidywalne.
W zeszłym roku prawdziwym hitem dla wszystkich internetowych „hejterów” była Pokojowa Nagroda Nobla dla Unii Europejskiej. Niezwykłe! Młodzi Europejczycy spod różnych znaków (na ogół prawicowych, ultraliberalnych) nie dostrzegli dosłownie niczego pozytywnego w fakcie, że Bruksela (symbolicznie, chodzi wszak o cały kontynent) została uhonorowana pokojowym Noblem. A tymczasem fakt, iż zjednoczona Europa przyniosła milionom ludzi na kontynencie dobrobyt i stabilizację jest wart znacznie więcej niż może się to wydawać. Wszystkie ofiary I i II wojny światowej, które zrujnowały Stary Świat, świadczą o tym dobitnie. Nie przekonuje? No to spójrzmy na tych wszystkich Polaków, którzy znaleźli pracę zagranicą i ułożyli sobie tam życie. Gdyby nie otwarte granice UE to nigdy nie byłoby możliwe.
Nie mniej kuriozalne głosy podniosły się dopiero co w związku z przyznaniem Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki dla odkrywców „boskiej cząstki”. Jak głosił komunikat Komitetu Noblowskiego uhonorowane zostało „teoretyczne odkrycie mechanizmu, który przyczynia się do lepszego rozumienia pochodzenia masy cząstek subatomowych. Istnienie tego mechanizmu zostało niedawno potwierdzone przez odkrycie nowej cząstki w eksperymentach ATLAS i CMS w Wielkim Zderzaczu Hadronów (LHC) w CERN”. Duża sprawa, wiążąca się ze wspólnym wysiłkiem naukowców z całego świata. Tymczasem, według niektórych komentatorów, odkrycie to nie ma żadnego znaczenia praktycznego. Oznaczałoby to, że doszło do złamania testamentu Nobla.
Co o tym myśleć? Czy rzeczywiście niczego praktycznego dla udręczonej ludzkości nie da się wyciągnąć z wielkiego zderzacza hadronów? Otóż odpowiedź jest jedna: nie wiadomo. A skoro nie wiadomo, to… najprawdopodobniej możemy sądzić, że zastosowanie takie się znajdzie. Nie dziś i nie jutro, ale znajdzie się. A jeżeli nie, to pokaże naukową ślepą uliczkę i dzięki temu także będzie miało znaczenie praktyczne. Współcześni pyszałkowie i nieznośni komentatorzy, którym brakuje oleju w głowach i pokory zapomnieli najwyraźniej bolesnej lekcji jaka stała się udziałem Charlesa Duella, który pod koniec XIX wieku zasłynął stwierdzeniem, iż „Wszystko co może być wynalezione, zostało już wynalezione”; a był Duell nie byle kim, bo komisarzem federalnym USA ds. patentów. Mówiąc te słowa nie miał racji i jeszcze za swoje życia miał okazję dostrzec jak dalece się mylił.
Okazuje się więc, że pokora się przydaje. Ostatecznie wiele da się przewidzieć w historii, włącznie z konfliktami społecznymi, ale zupełnie nie da się przewidzieć tego, gdzie popłynie ludzka myśl, a wraz z nią – wynalazki. Szkoda, że tak przewidywalni są jęczący, wszystkowiedzący komentatorzy.