SMAKI AZJI

Kuchnia azjatycka to niekończąca się inspiracja. Począwszy od potraw kuchni Khmer, aż po owoce morza i hot poty. Początek kuchennych eksperymentów może być bardzo różny: sushi, różne wariacje zupy tajskiej z mlekiem kokosowym. Portowy Hamburg jest przepełniony bazarami oraz sklepami ze świeżymi skorupiakami, owocami morza oraz rybami. Nietrudno też również o wszelkie przyprawy i składniki kuchni azjatyckiej. W każdym chińskim barze dostaniemy świeżo przygotowaną rybę, napijemy się koktajlu z mango i liczi (nie tego z puszki), a na deser zaserwują nam kulki z ryżu i mleka kokosowego.

Europejskie standardy znacząco przekształciły kuchnię azjatycką i to co nazywamy potrawą kuchni wietnamskiej może mieć niewiele wspólnego z codziennymi daniami np. Wietnamczyków. Teraz łatwiej mi to ocenić, po tym jak podróże po Chinach oraz Kambodży okazały się nie lada rozczarowaniem, jednocześnie znacząco poszerzając moje kulinarne pojęcie o tamtejszych potrawach. Największym zaskoczeniem był… ryż. Albo jego brak. Okazało się bowiem, że jest on produktem ubogich wieśniaków, a w restauracjach serwuje się go na koniec posiłku „do zapchania się”. Jakby tego było mało, tak powszechnie utożsamiany z Azją sos sojowy jest Chińczykom raczej obcy. W ten sposób całe moje wyobrażenie o tamtejszej kuchni zostało doszczętnie zrujnowane.

Przechadzając się po starym mieście w Lijiang, jednym z najpiękniejszych miejsc odwiedzonych przeze mnie w Chinach, można do woli nasycać oczy widokiem straganów przepełnionych najróżniejszymi dziwactwami: jaskółcze gniazda, prażone pająki, larwy. Mimo ogromnego zaciekawienia „przysmakami” Chińczyków nie odważyłam się jednak spróbować choćby kęsa. Za to sięgam po grillowane ośmiorniczki, które nawet są tu najsmaczniejszymi i najświeższymi jakich kiedykolwiek miałam okazję posmakować. Idę dalej- kraby, ostrygi, krewetki, wszystko tanie jak barszcz i prosto od rybaków.

Na kolację „sprawdzona” restaurację – tanio, ale smacznie, lub też… syf, kiła i mogiła. Na wejściu napis „Happy New Year 2011” chociaż był już późny sierpień. Nawet jeśli liczyć rok chiński to opóźnienie na oko wynosoło 4 miesiące. Obrusy też chyba były sprzed kilku miesięcy bo łokciami przyklejałam się do stołu. Cóż, pomyślałam, restauracja słaba, ale jedzenie musi być pyszne! Nic bardziej mylnego. Gorsze jedzenie serwują tylko u Chińczyka pod Nadarzynem. Kurczak dwa razy zamrażany i odgrzewany, ryż bardziej surowy niż al dente, a warzywa przypominały spaloną podeszwę. Ech, nawet na miejscu, w Państwie Środka może się zdarzyć kulinarna pomyłka…

Nie ma lekko, bo podobne wrażenia może po sobie pozostawić Pekin. Smród i bród, ale raz w życiu warto się wybrać. Głównie może zresztą po to, aby móc ponarzekać i cieszyć się na powrót do domu. Ale jeszcze jeden powód może wydać się zachęcający dla smakoszy kuchni azjatyckiej. Kaczka po pekińsku. Tak, zwiedzanie Zakazanego Miasta mogłabym poświęcić dla zjedzenia tego właśnie dania, podawanego w naleśniku pszennym z porem. Niebo w gębie. Ponadto restauracja, w której serwowali tego pysznego ptaka, była, w odróżnieniu od poprzedniej, naprawdę interesująca. Na wejściu wielkie akwaria, gdzie głodny przybysz sam wybiera rybę, która niebawem wyląduje na jego talerzu. Restauracja wielkością przypomina co najmniej Grand Hotel, podzielona na sale 15-20 osobowe, przepełnione Chińczykami wspólnie zajadającymi się przy okrągłych stołach.

Najpopularniejszą formą jedzenia stanowią hot poty, czyli potrawy jednogarnkowe na bazie bulionu, chociaż nie może być mowy o ortodoksji – co region to i inna kuchnia. Sami wybieramy dodatki, które wrzucamy do gorącego bulionu warzywnego, które następnie jemy w zupie lub osobno. Chińska tradycja jedzenia przy jednym garze dotarła także do Polski – mamy dziś w niejednym miejscu nad Wisłą okazję spróbować mieszanki kuchni azjatyckiej właśnie w formie hot pot.

Zupełnie innych przysmaków zasmakowałam natomiast w Kambodży. Można je nazwać mieszanką kuchni wietnamskiej oraz tajskiej, ale mimo tego są zupełnie niepowtarzalne. Kurs gotowania kuchni Khmer w stolicy tego kraju był dla mnie miłym zaskoczeniem – kucharz z pałacu królewskiego pokazał nam jak się przygotowuje sos słodko-kwaśmy oraz pastę curry, a następnie na bazie tych sosów gotowaliśmy rybny amok oraz kurczaka w sałatce. Kambodżański BBQ nie ma natomiast nic wspólnego z grillowaną wołowiną, ale znajdziemy tam mięso kangura, węża oraz strusia. Szczerze polecam zwłaszcza strusia.

Nie będę kryć: moje kubki smakowe są do tej pory wierne azjatyckim przysmakom. O ile zwiedzanie Chin nie cieszyło mnie aż tak bardzo, o tyle okazja spróbowania wszelkich kulinarnych „dziwactw” była wielką przyjemnością. Do Chin prędko raczej nie wrócę, ale Kambodża jest bez wątpienia miejscem, do którego chciałabym wrócić. Tak czy inaczej do Azji warto się wybrać. Mniejsza z tym czy po to aby przejść wzdłuż chińskiego muru i ponarzekać na zmęczenie, czy też po to, żeby wypalić sobie język pieprzem syczuańskim.

Julienne Krool juliennetogo.blogspot.com

Jedno przemyślenie nt. „SMAKI AZJI

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *