Branża poprawiania samopoczucia wdziera się wszędzie i próbuje zagarnąć pojęcia „rozwój” oraz „trening” – dla siebie, podobnie jak faszyści i fundamentaliści robią to z patriotyzmem. Czy reagowanie ze strony specjalistów ma sens?
Otóż ma, albowiem coraz częściej spotykam pracowników etatowych, a także samozatrudnionych, którzy mylą procesy jak rozwój i trening z branżą i kryteriami oceny entertainmentu… Więcej światła rzuci nam na sprawę Terry Pratchett:
– Możesz uznać, że ta rada jest bezcenna. Słuchasz?
– Tak – zapewniła Tiffany.
– To dobrze. Otóż… Jeśli zaufasz sobie…
– Tak?
– …i uwierzysz w swoje marzenia…
– Tak?
– …i podążysz za swoją gwiazdą… – ciągnęła panna Tyk.
– Tak?
– …i tak pobiją cię ludzie, którzy swój czas poświęcili na ciężką pracę i naukę, i nie byli tacy leniwi.
Wolni Ciut Ludzie, Terry Pratchett
Czym jest zatem branża poprawiania samopoczucia?
Z grubsza, to branża opinii i poglądów, przedstawianych tak, by zrobić maksymalnie dobre wrażenie i chwilowo poprawić samopoczucie publiczności lub osoby siedzącej naprzeciwko…
O sofizmatach nikt tu nie usłyszy, bo łatwo to pomylić z farmazonem – a po co kusić los. Jakiekolwiek definicje, kryteria, a także pojęcia nieznane i przykłady poszerzające świadomość w codzienności są niedobre, bo codzienność jest tak męcząca, że nadążanie za wyzwaniem podczas konferencji lub spotkania – to skandal.
Ponadto płacimy za to, by poczuć się lepsi i mądrzejsi! Każde przeciwieństwo tego jest miarą bardzo złego spotkania i nie ma nic wspólnego z rozwojem…
Rozwój dobrego samopoczucia, a złote myśli…?
Weź książkę Dale’a Carnegiego, Napoleona Hilla, Briana Tracy’ego etc. (to klasyka zawsze dobra na rozgrzewkę) lub ich współczesne kopie, wypisz z niej to, co robi na Tobie wrażenie i chciałbyś się tym pochwalić przed innymi. Teraz zrób z tego slajdy i hop – przed kamerę lub na scenę. Teraz nadchodzi ważny moment, bo musisz być charyzmatyczny. Najlepiej przećwicz to kilka razy, i jak pokonasz ten stres – to masz rozwój i możesz prowadzić już grupy. A może certyfikat? Tak, to jest pomysł.
No i taka sytuacja. Wraz z kolegą po fachu wpadaliśmy przez kilka dni z rzędu do kawiarni na śniadania podczas wyjazdu projektowego. Codziennie rano przy stoliku obok siedziała pani, zwolniona na własne życzenie z korporacji (jak sama każdorazowo zaznaczała swojemu rozmówcy), a obecnie certyfikowana żmudnie przez robiące wrażenie skróty organizacji światowych. Trzykrotnie słyszeliśmy certyfikowaną rozmowę, certyfikowanej osoby, przeżywającej w dalszym ciągu traumę (co było słychać, widać i czuć) po zwolnieniu, jakie miało miejsce ponad 20 miesięcy temu…
Odreagowanie sceniczne, a poprawianie nastroju…?
Kolejnym etapem w karierze rzeczonej certyfikowanej pani, jak zapewne doradzi ktoś jeszcze bardziej certyfikowany, będzie – co widać z perspektywy Stowarzyszenia Profesjonalnych Mówców nader wyraźnie – występ estradowy. I teraz uważaj, bo to najważniejsze: mają być Tobą zachwyceni!
Tym samym dotarliśmy do dwóch sofizmatów udających kryteria w branży poprawiania nastroju:
- mają być zachwyceni!
- mają być zachwyceni Tobą!
Patrząc względem procesu, jakim jest rozwój i trening, nie mogę skojarzyć, z jakim momentem budowania kompetencji, wiedzy lub poprawiania wyniku czy jakości procesu mamy tu do czynienia…? Nie mogę skojarzyć, bo siedząc w czymś ponad ćwierćwiecze, trudno jest mi zrobić wodę z mózgu. Nawet mimo defragmentacji świadomości nie uległbym urojeniu…
By zamknąć ten odcinek, warto odróżnić rozwój i trening – od inspiracji. Inspiracje to wykwintne degustacje. To jak pewien zespół rzeczoznawców skomentował swój udział w prawdopodobnie najdroższych studiach typu MBA na świecie: ”…o wszystkim usłyszeliśmy, niczego się na nauczyliśmy…”
Tymczasem wracając do źródła, zatem pod prąd, realny rozwój to krew, pot, wysiłek i łzy…i tak jak terapia lub projekt programowania zmiany wymaga obecności w pokonywaniu bólu, czasu i kondycji psychofizycznej. Natomiast rozmowy inspirujące, certyfikowane i poprawiające nastrój są czymś bardzo odległym i wręcz zasługują na miano odrębnej branży, którą nazwałbym – entertainmentem lub poprawianiem nastroju…
„Sofizmat (z gr. σόφισμα, sophisma – wybieg, wykręt)[1] czyli sztuka „wykręcania kota ogonem”, jest to nazwa funkcjonująca w co najmniej trzech znaczeniach:
zwodniczy „dowód” matematyczny, pozornie poprawny, lecz faktycznie błędny, zawierający rozmyślnie wprowadzony błąd logiczny, trudny do wykrycia na pierwszy rzut oka;
wypowiedź lub sformułowanie, w którym świadomie został ukryty błąd rozumowania nadający pozory prawdy fałszywym twierdzeniom;
wszelka próba dowiedzenia swoich racji, bez względu na poprawność logiczną przedstawionej argumentacji.”
To dla tych maluczkich, którzy, być może, nie dotarli do meritum wypowiedzi
Pozdrawiam!