PO CO NAM PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ? CZ.1

Czy warto jest być przedsiębiorcą? Moja odpowiedź będzie jednoznaczna: warto! Przedsiębiorca to godny uwagi człowiek z pasją, niestandardowy oryginał, chcący działać po swojemu i potrafiący dopinać swojego. Człowiek który nie chce iść wydeptanym szlakiem, ale przeciera zupełnie nowe, lepsze drogi! Bez wątpienia nie jest to natomiast odległy od młodzieży asekurant i miłośnik ciepłych posadek. To człowiek, który żyje pełnią życia.

Od wielu lat interesuję się fenomenem przedsiębiorczości i nie przestaję mu się dziwić. W wolnej Polsce, blisko ćwierć wieku po załamaniu się realnego socjalizmu, przedsiębiorca wciąż pozostaje postacią nie do końca realną. Według wielu osób przypomina superczłowieka, wyposażonego w jakieś nadludzkie, niezwykłe możliwości. Tego rodzaju opinie nie najlepiej świadczą o wygłaszających je osobach. Dowodzą raczej, że straciliśmy z pola widzenia sedno sprawy. Zatrważająco często słowo „przedsiębiorczość” służy w Polsce piętnowaniu jednych jako roszczeniowych nieudaczników, a innych jako nadambitnych indywidualistów. Przyczyniło się to do zepchnięcia na dalszy plan problematyki kultury i edukacji. Zupełnie niesłusznie. We własnym, dobrze pojętym interesie wszyscy powinniśmy przyczynić się do wzrostu zainteresowania prawdziwą przedsiębiorczością, zwłaszcza wśród młodzieży. Bowiem to właśnie od niej zaczyna się ozdrowieńczy proces: nauka zaradności życiowej.

A więc czym jest przedsiębiorczość? Modą, szpanem, bajką? Amerykańskim snem? Prowadzenie biznesu to dla jednych powód do dumy i poczucia wyższości nad tymi, którzy go nie prowadzą. Dla drugich – to rzecz zupełnie nieznana i czysta abstrakcja. W rozmowach z młodymi ludźmi, ich nauczycielami czy światlejszymi z ludzi mediów możemy usłyszeć ze zdumieniem, że gros przedsiębiorców to „zblazowana burżuazja”. Cóż, po pierwsze nie wydaje mi się, żeby była to prawda. Po drugie jednak, owa „burżuazja” ma też swoje dzieci. To bardzo ważne, bo w biznesie nic nie jest dane na zawsze. Jeżeli Twój ojciec odnosił sukcesy jako przedsiębiorca, to wcale nie oznacza to, że takie sukcesy staną się Twoim udziałem. Tak przed pierwszym, jaki przed drugim pokoleniem przedsiębiorców stawia to ważne zadania.

Rodzice muszą zdać sobie sprawę, że ich rola w kształceniu własnych dzieci jest kluczowa. Tak samo jak prywatna przedsiębiorczość jest kołem zamachowym gospodarki, tak inicjatywa rodzica powinna nadawać ton edukacji młodego człowieka. Nie na siłę, nie dorywczo, tylko w przemyślany, regularny, wyważony sposób. Problem ten jest wyjątkowo charakterystyczny dla firm rodzinnych. Ci, którzy stworzyli prężną firmę rodzinną od zera, zdają sobie sprawę jak wiele to kosztuje i z jakim ogromem pracy się to wiąże. Drugie pokolenie nie zawsze jest tego świadome. Rodzi to ryzyko, że młode pokolenie przedsiębiorców nie będzie głodne własnych sukcesów. A przecież, jak powiedział niegdyś Adolf Dygasiński, to właśnie głodni zmieniają oblicze ziemi. Najedzeni natomiast chcą jedynie zapewnić sobie niezbędny komfort, który umożliwi im nieustającą konsumpcję. Brak chęci do rozwoju, brak motywacji – to klęska przedsiębiorczości. W ten sposób niejedna firma rodzinna zakończyła żywot w drugim pokoleniu. Kluczem do zapobiegnięcia katastrofie jest edukacja.

Sama próba zdefiniowania zjawiska przedsiębiorczości jest trudnym problemem. Można to zrozumieć, choć z pewnym trudem. Przede wszystkim dlatego, że chodzi o zjawisko, rodzące więcej pytań niż dające odpowiedzi. Chodzi o fenomen, który oferuje więcej niewiadomych niż gotowych wzorów do zastosowania. Zdaniem niektórych specjalistów przedsiębiorca jest jedynie fenomenem ekonomicznym, w pełni przeliczalnym na pieniądze. Jednak to nieprawda. Spłaszczony obraz ikon biznesu, takich jak Jan Kulczyk czy Leszek Czarnecki zbyt często bywa serwetką do wycierania gęby. Upupiony obraz znanych przedsiębiorców służy do zapełniania stron kolorowych pism plotkarskich, tak chętnie czytanych przez wielu Polaków. Dla osób rozumnych ten fałszywy wizerunek jawi się jako odpychająca groteska, z którą żaden przyzwoity człowiek nie będzie chciał mieć nic wspólnego.

Niebezpieczeństwo spłaszczonego obrazu przedsiębiorców niosą jednak nie tylko plotkarskie pisemka. Życie i działalność przedsiębiorców są prezentowane niekiedy – o zgrozo! – w przekazach naukowych, podbudowanych teoretycznie. A tymczasem spojrzenie takie jest jednostronne i wypaczone. Amputowane z niego jest to, co najistotniejsze. A więc wszystko to, co dotyczy ich codziennego życia. Co dotyczy wyznawanych przez nich wartości, na czele z ich pracą, determinacją oraz zaradnością z jaką podchodzą do niezliczonych problemów. Bzdurne teorie robiące z nich herosów wzmacniają raczej amerykański sen. To dzięki nim, niebezpiecznie sen przechodzi w śpiączkę. Pobudzają bowiem nadzieje, opierając je na mrzonkach, na konsumenckich metaforach raju. Dla przytłoczonego monotonną harówą etatowca lub niewolnika korporacji, przedsiębiorca jest przedmiotem westchnień. Jest fetyszem. Fałszywy obraz przedsiębiorcy to także ogromnie atrakcyjna pożywka dla niedocenionego intelektualisty, który wie, że w tym życiu nie będzie już „supermanem – przedsiębiorcą”. Nie będzie dlatego, że zaniedbał i przespał już zbyt wiele szans.

Czy szeroko rozpowszechnione stereotypowe poglądy na temat przedsiębiorczości nie wynikają aby ze zwykłego braku wiary? Wedle deklaracji jesteśmy co prawda społeczeństwem chrześcijańskim, ale jakoś kulawa jest ta wiara. Związanych z nią tradycji ludowych jest ci u nas pod dostatkiem, ale nie bardzo podnoszą one na duchu strapionych. Czemu więc Polacy tak szybko tracą wiarę w siebie? A może tak naprawdę niewiele mają wspólnego z prawdziwą wiarą w Boga, który stworzył świat i wciąż nad nim pracuje? On przecież codziennie na nowo stwarza go, przekształca i poprawia. Niewiele jest też w Polakach z ożywczej myśli Emmanuela Mouniera i katolickiego personalizmu. On to głosił, że każdy człowiek nosi w sobie obraz Boży i w porządku doczesnym znajduje miejsce centralne. Niewiele jest w końcu myśli protestanckiej, której znaczenie już przed ponad wiekiem wskazywał Max Weber. Protestant najbardziej podoba się Bogu, gdy jest aktywny, twórczy, rzutki, zaradny, przedsiębiorczy. Czy kiedyś Polacy wyjdą z tego poplątania?

Wszystkowiedzący znawcy tematu na własny użytek tworzą teorie o przedsiębiorczości. Słyszymy je niemal każdego dnia! Takie oszalałe teorie są jedynym, słusznym, intelektualnym fundamentem życiowej postawy wszystkowiedzącej kobiety lub takiegoż mężczyzny. Prezentowane w mediach papierowe „ikony przedsiębiorczości” kolorowych pism mają je unisono potwierdzać. I nie ma znaczenia to, że postawa ta jest jak najdalsza od prawdziwej przedsiębiorczości. W ostateczności sprytne teorie wszystkowiedzących znawców pozostawiają im samym malutką, lecz otwartą furtkę do opcji na polemiczne „pogdybanie sobie” z nami.

Najczęściej pojawiające się głosy pseudoautorytetów przedsiębiorczości brzmią: „gdybym miał gitarę, to bym na niej grał…” lub „…spraw Panie Boże, by mi się tak chciało, jak mi się nie chce”. Niekiedy owi specjaliści idą po linii wydumanej teorii i zarzekają się: „nie otrzymałem żadnej szansy w życiu, bo wszystko w rękach Najwyższego. A zatem to sam Bóg chciał, bym z przedsiębiorczością nie miał wiele wspólnego”.

A może to jednak nie Bóg? Może klepiący te mądrości człowiek jest po prostu zgorzkniały, a w środku pusty jak wydrążony pień?

Współpraca: red. Krzysztof Polak, Michał Przeperski

Jedno przemyślenie nt. „PO CO NAM PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ? CZ.1

  • Bardzo dobry artykuł oceniający
    błędy wytykający
    nawet znam taką „wszystkowiedzącą” kobietę
    też ma u mnie krechę

    gdy ją czytam czasami
    stwierdzam, że jest do bani
    z wiedzą się obnosi
    nic praktycznego nie wnosi

    okazji nie wykorzystuje
    w rozwój nie inwestuje
    jak rak z wszystkiego się wycofuje

    to jak żałosna farsa grana
    bo winna jestem tego … sama!

    przepraszam
    es

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *